Marketingowcu, bądź jak Piotr Ożański

Podaj cegłę. Cegła ląduje w pokaźnej dłoni. Rozcapierzone palca trzymają ją w mocnym uchwycie. Ani się nie obejrzy, a ląduje na niewielkim murku. Sekundę po tym chlusta na nią kleks cementu. Kilkakrotnie i bezceremonialnie uderza w nią trzonek od kielni. Już zaraz, tuż obok niej z głośnym stuknięciem ląduje kolejna cegła.

Oto Piotr Ożański w pracy. Jeden z wielu tysięcy budowniczych krakowskiej Nowej Huty, na stałe wpisał się w historię Polski jako pierwszy przodownik pracy. To jego wyczyn – sławne na cały kraj 838% dziennej normy – stał się symbolem godnej naśladowania pracowitości. Ożański postanowił pobić rekord wydajności i zmotywować pozostałych kolegów-robotników z budów w całej Polsce do jeszcze intensywniejszej pracy. Swój cel osiągnął, i to nawet mimo pożałowania godnych prób sabotażu. Ktoś w trakcie bicia rekordu podrzucił mu bowiem gorącą cegłę, aby wyeliminować go z rywalizacji.

Na nic się to nie zdało. Ożański nie dał wyszarpać sobie zwycięstwa.

 

Nowohucki budowlany dokonał wielkiego wyczynu. W ciągu swojej jednej zmiany ułożył ponad 50 000 cegieł. Osiągnięcie takiego wyniku było możliwe wyłącznie dzięki mozolnej, powtarzalnej, zautomatyzowanej pracy fizycznej. Czymś zupełnie innym od tego, jak większość z nas wyobraża sobie pracę w marketingu.

 

A to błąd.

 

Również i w karierze copywritera, marketingowca, PRowca czy koordynatora eventów trzeba zakasać rękawy i wziąć się do mało wdzięcznej, ale koniecznej pracy. Ambicje wieszamy na kołku, a z kołka ściągamy roboczy fartuch. I do roboty.

 

Taki przymus jest charakterystyczny przede wszystkim dla większości działań przygotowawczych, takich jak stworzenie bazy danych adresatów mailingu. Indywidualna, grzecznościowa wysyłka maili kilkudziesięciu maili do VIPów. Zebranie statystyk, wprowadzenie ich do formularzy, a następnie opracowanie wniosków. Czasem przytrafić się może konieczność wycięcia 654 identyfikatorów dla uczestników konferencji, a następnie wsunięcia ich w plastikowe przypinki. Że już nie wspomnę o przewożeniu, przenoszeniu, wnoszeniu, rozkładaniu, składaniu, wynoszeniu, odnoszeniu i odwożeniu najprzeróżniejszych rzeczy, rekwizytów, materiałów reklamowych.

Trzeba się z tym pogodzić i to po prostu zrobić. Zwłaszcza jeśli chcesz mieć pewność, że wszystko zostanie zrobione dobrze.

 

Opracowując strategię marketingową dla producenta ceramiki z Olkusza, musiałem zagłębiać się dane statystyczne dotyczące czeskiego, słowackiego i węgierskiego rynku. Jeszcze większego skupienia wymagały prace nad dokumentami strategicznymi dla małopolskich gmin. Zawsze wymagały one zebrania setek wielkości, dotyczących tak różnych kategorii jak demografia, rozwój przedsiębiorczości czy działalność kulturowa. Ba, konieczne było porównanie kilku gmin ze sobą, co skutkowało kilkudziesięcioma stronami wypełnionymi wyłącznie tabelami. Każda z nich musiała być ilustrowana wykresami, a następnie szczegółowo omówiona. Rekordowa objętość dokumentu – opracowanego przeze mnie dla Wadowic – wynosiła ponad 160 stron.

 

Także i copywriter nie ma lekko. Zanim dojdzie się do tego najlepszego hasła, trzeba nieraz zapisać kilkaset linijek. Alternatywy, wariacje, wyliczenia rytmu, dopasowywanie rymów – a to sama forma tylko, hasło musi mieć jednak także sens. Można oczywiście czekać bezczynnie, licząc, że slogan spłynie na Ciebie samoistnie, ale to dość ryzykowna metoda. Osobiście rekomenduję jednak bardziej proaktywne podejście. Niech Twój ołówek rozpali nie jedną, nie dwie, a cztery kartki.

Niemało wysiłku wymaga także koordynacja eventów. Przekonywałem się o tym niemal każdego weekendu, gdy pracowałem dla centrów handlowych. Nie chodzi tu wyłącznie o obecność na samym wydarzeniu, ale przede wszystkim jego przygotowaniu. Problemu mogą przysporzyć już zwykłe windery, których rozkładanie jest czasochłonne i wymaga wielkiej ostrożności, aby nie uszkodzić sprzętu. Zmorą były sztalugi, systemy wystawiennicze oraz części samolotów i lotnicze uzbrojenie, które przyszło mi raz taszczyć po całym centrum. Że już nie wspomnę o holowaniu helikoptera, wypożyczonego z krakowskiego Muzeum Lotnictwa na czas wystawy. Trzeba było go wtoczyć do centrum, a następnie dosłownie przeciągnąć przez niemały dystans, aż na miejsce docelowej lokalizacji.

Największego poświęcenia wymagała organizacja eventu „Świat ze snow”. Na jego potrzeby przewoziłem z Krakowa do Gliwic rekwizyty dla dzieciaków, później przez całe popołudnie i wieczór wraz z ekipą roznosiliśmy materiały reklamowe po najemcach, by przez noc nadzorować ekipę montującą całą infrastrukturę techniczną. Nad ranem wracałem do Krakowa, gdzie musiałem koordynować kolejny event: magiczne występy z okazji Dnia Dziecka.

 

Nastaw się więc na to, że praca marketingowca będzie od Ciebie wymagać także i fizycznego zaangażowania. Wykorzystaj takie okazje, by budować swoją pozycję osoby, która nie tylko nie boi się wyzwań. Ale i angażuje się w nie od początku do końca.

 

Aż chciałoby się patetycznie zakończyć: tak jak Ożarowski Piotr zbudował swoją historię na cegłach, tak i Ty buduj swoją renomę na perfekcyjnie dopracowanymi hasłami, strategiami, eventami.

Tyle że na patos w naszej branży nie ma ani miejsca, ani czasu.

Do pracy. Podaj cegłę.

 

Jak to robią zawodowcy?

 

Skok na głęboką wodę

Przeciętna wyprawa na zagraniczne wakacje jawi się nam zazwyczaj jako absorbujące działanie. A jak zareagowalibyśmy, gdybyśmy mieli zorganizować... kosmiczną ekspedycję?

Aż trudno wyobrazić sobie, ile trudu musieli włożyć eksperci z Red Bulla, koordynując projekt Stratos. Czyli sławny na cały świat skok Feliksa Baumgartnera ze stratosfery. Rzeczniczka Red Bulla, Patrice Radden podkreśla, że przedsięwzięcie nie służyło jako reklama, ale w pierwszej kolejności traktowane było przez cały zespół jako misja naukowa, skrupulatnie przygotowywana przez siedem lat. Bez względu na to, jak bardzo ludzie spod znaku czerwonego byka będą się (celowo) dystansować od marketingowego charakteru przedsięwzięcia – trzeba ich wysiłek potraktować jako świetny przykład na to, jak wiele poświęcenia może wymagać branża reklamowa.

Wspomniane 7 lat nie minęło na wymyślaniu haseł reklamowych czy zastanawianiu się, w jakim miejscu na skafandrze Baumgartnera umieścić logo Red Bulla, by było jak najbardziej widoczne. Te 7 lat upłynęło na kontaktach z naukowcami, nadzorowaniu przygotowań samego skoczka, dogrywaniu kontraktów i ustaleń z mediami (sam mediaplan kosztował aż 73 miliony dolarów), załatwianiu wszelakich pozwoleń i pilnowaniu dokumentacji.

Zaangażowanie kilkusetosobowego zespołu przyniosło pożądane rezultaty: Feliks Baumgartner nie tylko bezpieczne wylądował, ale jeszcze całe wydarzenie na żywo obserwowało aż 52 miliony widzów na całym świecie. Stało się ono tym samym najliczniej oglądanym wydarzeniem w historii ludzkości. A same produkty Red Bulla sprzedawały się w roku skoku o 13% lepiej niż w poprzednim.