Godzina 4.20 rano. Słońce dopiero co wstało, ludzie ani jeszcze myślą. Przede mną pusta szosa, wijąca się przez 24,3 kilometra tylko i wyłącznie pod górę. Na szczycie będę 1800 m wyżej niż stoję teraz. Do pokonania mam 48 zakrętów-agrafek. Przez ten czas muszę pedałować z taką mocą, by nie dać się średniemu nachyleniu 7,4%. Chociaż już za chwilę przekonam się, że stromizny tutaj bywają znacznie, znacznie okrutniejsze.
Mam zamiar wjechać na swojej kolarzówce na przełęcz Stelvio, najwyższą jezdną przełęcz w Alpach. Miejsce kultowe dla kolarzy, zarówno zawodowców, jak i amatorów. A przy tym powszechnie uznawane za jedno z najtrudniejszych wyzwań, jakie mogą stanąć Ci na drodze.
Wiem jednak, że muszę się z nim zmierzyć.
Już na kilku pierwszych zakrętach rwie mi się oddech. Nogi wydają się nie mieć siły. Mózg podpowiada, by zrezygnować. Po co się męczyć, skoro można spać, cieszyć się włoskimi wakacjami, wybrać się kilka kilometrów w drugą stronę na espresso do uroczej kawiarenki?
Ale wiem, że nie mogę odpuścić. Góra będzie moja. I w końcu jest, po kilku kryzysach, 48 zakrętach i kilkudziesięciu minutach później – wjeżdżam na szczyt Passo delo Stelvio.
Czemu piszę o tej historii w miejscu, gdzie powinienem wymieniać swoje marketingowe umiejętności, PRowskie osiągnięcia i błyskotliwy copywriting? Dlatego, że ta opowieść najlepiej przybliży Ci, jak znalazłem się w tym miejscu, w którym jestem teraz. Jak udało mi się, startując od zera, przekonać do siebie rynkowych liderów i jak udało mi się pomóc im w osiągnięciu sukcesu.
Po ponad 4 latach pracy zrezygnowałem z wygodnej posady w znakomitej krakowskiej agencji reklamowej, gdzie mogłem przez kolejne kilka lat obsługiwać wielkie centra handlowe. Wybrałem nową ścieżkę rozwoju i większą samodzielność kosztem pewności zatrudnienia, regularności zleceń oraz poczucia bezpieczeństwa. Gdy na własną rękę wprowadziłem z powodzeniem na rynek debiutujący start up, a następnie powierzono mi stworzenie marki nowej galerii handlowej, założyłem własną działalność gospodarczą. Moim pierwszym klientem był kolejny start up, chcący podzielić sę ze światem swoim nowatorskim produktem. A później… później było już tylko lepiej.
Wyzwania, przed którymi stawałem, wydawały się być trudniejsze niż owe 48 zakrętów czy 7,8% nachylenia. Ograniczony budżet, mała rozpoznawalność marki, przytłaczająca konkurencja. Ale wiedziałem, że muszę się z nimi zmierzyć. I wwieźć moich klientów na szczyty.
To samo mogę obiecać Tobie.