#SMART2.0

Nic nie jest już takie, jakie było kiedyś. Kierunek zmian jest oczywisty. Zmierzamy w stronę SMART świata. Dawniej to człowiek zajmował symboliczne centrum i był koroną stworzenia. Teraz zastąpić mają nas inteligentne samochody, inteligentne smartfony, inteligentne systemy kontroli dostępu, a nawet inteligentne lodówki i odkurzacze. SMART okazały się być nawet farby do malowania ścian, które potrafią zwalczać formaldehyd, do tej pory bezkarnie panoszący się w naszych mieszkaniach.

Wszystkie te sprzęty i rozwiązania tworzone są po to, by przewyższyć inteligencją człowieka. Rzadko mówi się już o kimś „o, ten to inteligentny!”, a już prawie w ogóle nie mówi się o znajomym „patrzcie no tylko, jaki on jest smart!”. Za to z łatwością możemy się natknąć na inteligentne sprzęty RTV-AGD czy pojazdy. Produkty o wysokim poziomie IQ sprawią, że nie zapomnimy o zrobieniu zakupów (koniecznie wybierając zdrowe produkty, najlepiej bezglutenowe), nie będziemy musieli wiedzieć, dokąd jechać, by dojechać, a do przeżycia wystarczy nam smartfon w kieszeni, oferujący aplikację na każdą sytuację.

Człowiek jest w odwrocie. Pozostaje mu tylko bierne korzystanie z tego, co oferują przyjazne sprzęty marki SMART.

Nowa rzeczywistość wymaga nowego języka. Terminy do tej pory zarezerwowane dla świata nowych technologii, komputerów i software’u coraz śmielej wkraczają na nowe dla siebie obszary. W końcu, jeśli coś jest SMART, to musi się także inteligentnie wyrażać. I wymagać od odbiorcy inteligencji, by nadążył on ze zrozumieniem SMART przekazu. Jeśli ktoś wciąż ma kłopoty z wyobrażeniem sobie, do czego mu są te wszystkie „appki”, „4G” czy „4K”, niech lepiej pospieszy się z przyswajaniem tych pojęć. Język SMART jest już prawie wszędzie.

Spotkany niedawno znajomy opowiadał, jakie to piękne mieszkanie nabył. Przestronne, oświetlone, świetnie zaprojektowane. Spytany, gdzie teraz zamieszkuje, wykonał dziwny gest dłońmi (palec wskazujący i palec środkowy lewej dłoni przyłożył pod katem 90 stopni do analogicznych palców prawej dłoni, tworząc w ten sposób coś na wzór kratki) i powiedział „hasztag dobrego”. Odpowiedziałem tylko „Tobie także, do zobaczenia” i odszedłem. Czułem się nieco nieswojo, że nie potrafiłem odwzajemnić gestu, który wówczas pojąłem za obowiązującą od niedawna nową formę męskiego pożegnania. Zamiast uścisku dłoni – przykłada się palce do siebie. Może to bardziej higieniczne, pomyślałem.

Inny z kolei znajomy, napotkany podczas sobotniej przechadzki, miał nos wyraźnie zwieszony na kwintę. Zapytany o przyczyny takiego podłego samopoczucia wyjaśnił, że jego mieszkanie, tfu, apartament, już mu nie wystarcza. Owszem, kiedyś było fajne, kiedyś było „wow” i na wszystkich robiło wrażenie. Ale nagle stało się przestarzałe, niefunkcjonalne, mało wydajne i w ogóle, do totalnego upgrade’u. Powiedziałem, że mogę mu polecić sprawdzoną ekipę remontową, ale tylko smętnie pokręcił głową. „Tu trzeba poważnej aktualizacji”, odpowiedział, wyruszając dalej w sobotnią przestrzeń miasta.

Przejęty losem bliźniego, chciałem przekonać się, czy jednak nie mogę mu jakoś pomóc. Dopiero jego żona wyjaśniła mi, w czym problem. Do tej pory zamieszkiwali na ekskluzywnym, grodzonym osiedlu o dźwięcznej, tarasowej nazwie. Było to imponujące miejsce – nie tylko ze względu na swoje reprezentacyjne położenie, ale i przemyślną, nowoczesną architekturę. Jakże inną od typowych wielkopłytowych klocków miejskich blokowisk. Jednak niedawno oddano do użytku nowe osiedle – o tej samej nazwie, ale z dopiskiem „2.0”. Czyli ich osiedle jest w domyśle 1.0, a więc wersję niżej. To gorsza, przestarzała, pozbawiona najnowszych funkcjonalności wersja, z której nie warto już korzystać. Kto wie, może nawet zagraża bezpieczeństwu swoich mieszkańców? Kto żyw, powinien błyskawicznie przenieść się do wersji 2.0 i tam cieszyć się wszystkimi, świeżymi jeszcze zaletami. Ze zrozumieniem pokiwałem głową. Sam przecież, gdy tylko mam możliwość, prędko aktualizuję całe swoje oprogramowanie, dokonuję upgrade’u aplikacji czy instaluję nowy system operacyjny. Nikt nie chce przecież korzystać z czegoś, co wydaje się niepełne, przestarzałe, złe.

W pełni podzieliłem smutek znajomego, ciesząc się w duchu, że (póki co) nikt nie wziął się jeszcze za stawianie nowej, lepszej wersji mojego blokowiska. Musiałbym się niechybnie zaktualizować, pobrać kredyt hipoteczny i przetransferować do nowej kwatery.

Przy okazji, wyjaśniła się kwestia „hasztag dobrego”. Okazało się, że powstające w mieście nowe osiedle nazywa się #Dobrego, od biegnącej obok ulicy Dobrego Pasterza. Zacząłem się zastanawiać, czy na takim nowoczesnym osiedlu funkcjonują jeszcze skrzynki pocztowe czy też tradycyjny list konwertowany jest na @. Może wyeliminowany został problem sąsiedzkich kłótni? Jeśli ktoś chce posprzeczać się z mężem czy żoną, wciska klawisz Caps Lock i mówi po prostu wielkimi literami? Zamiast domofonu może być też wymagane logowanie się do bloku – inaczej nie zostaniemy doń wpuszczeni, a w niedzielny poranek nie trzeba będzie już cierpieć z powodu dolegliwości zbyt nadmiernego spożycia alkoholu. Wystarczy twardy reset i już stajemy na nogi, rześcy i świeży.

I znów westchnąłem z ulgą, doceniając tradycyjną, może już nawet staropolską nazwę osiedla. Przynajmniej nie mam problemów z wytłumaczeniem nieskomputeryzowanym osobom, gdzie mieszkam i jak do mnie trafić. Mój język nie jest jeszcze wystarczająco SMART.